Autorka: Agata Gabiś
W maju 1945 r. Wrocław był wielkim rumowiskiem dymiących gruzów. Niemal całkowitemu zniszczeniu uległa zabudowa dzielnic południowych i zachodnich. Polacy, którzy przybyli do zrujnowanego miasta, musieli je oswoić, poznać, odbudować i zbudować na nowo. Ten skomplikowany i kosztowny proces, uzależniony od warunków politycznych i gospodarczych, trwał wiele lat i towarzyszyły mu zarówno decyzje błędne, jak i nowatorskie, świeże koncepcje.
Patrząc na architekturę i urbanistykę, możemy zauważyć następujące po sobie zmiany stylistyk i tendencji, uzależnione w dużej mierze od politycznej sytuacji kraju. Lata 1945–1948 to czas rozpoczęcia odbudowy i krótki okres twórczej swobody oraz kontynuacji przedwojennych wzorców, po którym nastąpiły lata oficjalnej doktryny socrealizmu, ściśle związanej z umacnianiem się władzy centralnej i rządami Bolesława Bieruta.
We Wrocławiu, mieście o niepewnej przyszłości, borykającym się z odbudową, socrealizm pojawił się w skromnej postaci, spektakularne projekty nigdy nie zostały zrealizowane, a rok 1956 przyniósł ostatecznie zerwanie z historyzującymi kostiumami i powrót do przerwanych, przedwojennych wątków, wzbogaconych o nowe pomysły z USA i Europy Zachodniej.
Lata 60. XX w. to czas boomu budowlanego: na przekór niedoborom materiałowym i wadliwemu wykonawstwu architekci eksperymentują z nietypowymi konstrukcjami, próbują z obowiązujących normatywów stworzyć mieszkania i domy, a przy brukowanych, przedwojennych ulicach projektują nowe centra usługowe, pełne szklanych wieżowców. Koniec epoki rządów Władysława Gomułki to również koniec ważnego okresu w artystycznym i architektonicznym życiu Wrocławia, być może najważniejszego w powojennej historii miasta.
Po 1970 r., gdy I sekretarzem PZPR został Edward Gierek, by zaspokoić gigantyczne potrzeby mieszkaniowe, zaczęto budować szybko, tanio i masowo. W efekcie tych procesów powstały duże osiedla z fragmentaryczną infrastrukturą, bo na realizację całości najczęściej nie było środków. Jednak mimo to wrocławskie osiedla różnią się od siebie, mają swoje znaki szczególne i fragmenty, w których można odczytać autorskie założenia. Lata 80. XX w. przyniosły ogólny zastój inwestycyjny, ale w tym czasie architekci zaczęli głosić potrzebę „powrotu do centrum” i tak rozpoczął się następny etap odbudowy Wrocławia, polegający na uzupełnianiu luk w zabudowie śródmiejskiej skromnymi, historyzującymi „plombami”, stanowiącymi lokalną odmianę postmodernizmu – ten proces kontynuowany był jeszcze po przełomie 1989 r.
Tak jak złożona jest historia miasta, tak zróżnicowana jest jego architektura: typowa i niezwykła, banalna i kontrowersyjna, irytująca i intrygująca. Jest dziś świadectwem zamkniętej epoki, ale też znakiem energii i wytrwałości, potrzebnych do odbudowania miasta, o którym Edward Stachura pisał: „Jakie to jest piękne miasto Wrocław, drogi mój! I groźne jakie! Nad wyraz te domy zburzone przez wojnę, której nie pamiętam prawie nic (…). Ale najwięcej widać rusztowania. Morze rusztowań. Właściwie nie morze, ale nieprzebrane flotylle statków-rusztowań. To jest budowanie. Morze budowania”.